Zapowiadało się owocnie.. rano było słońce :-) choć oczywiście chmury powoli się zbierały, jednak skoro ma być słonko to MA BYĆ :-) Wbiłyśmy się w lewego "Puskasa", żeby jak najszybciej podejść pod interesującą mnie część ściany. Szło szybko i sprawnie do pewnego momentu :-)
Kiedy podeszłyśmy nadciągnęły dość niepokojące chmury, zaczęło kropić. Hmmm.. początkowo postanowiłam się nie zrażać i chwilę poczekać - w końcu miało być ładnie więc pomyślałam, że to przejściowe i zaraz się rozpogodzi :-) OPTYMISTKA! Nie minęły 2,3 minuty jak nasz "Puskas" zamienił się w wodospad!
Przestało być fajnie, zrobiło się brrrr.. i trzeba było się stamtąd jak najszybciej ewakuować w dół, w górę nie było szans już iść ponieważ woda nabierała w zastraszająco szybkim tempie. Rozpoczęłyśmy zjazdy. Trzy pierwsze były na prawdę trudne, ponieważ woda utrudniała nam działanie, zrobiło się także bardzo zimno. Na szczęście deszcz w końcu ustąpił i powoli zaczęło pojawiać się słonko więc już kompletnie domarznięte i przemoczone z większym optymizmem zjeżdżałyśmy dalej. W sumie było tego z 11 zjazdów. Kiedy już wreszcie znalazłyśmy się z powrotem pod podstawą ściany, byłyśmy bardzo szczęśliwie i w świetnych humorach!! Udało się - ufff..
Wróciłyśmy do domu bardzo zadowolone, pomimo nie zrobionej drogi, oczywiście troszkę psiocząc na pogodę :-) ale także z jednoznaczny nastawieniem - najbliższe nasze wspinanie - "Krissakove platne" ;-)